W klasycznych pierniczkach najbardziej przeszkadza mi to, że trzeba z nich wycinać kształty, zbierać ścinki, wałkować, znowu wycinać, znowu zbierać ścinki iiiiiiiiiiitaaaaaaaaaaakdalej. Dlatego jak z nieba spadł mi przepis od Sto Kolorów Kuchni. Zrobiłam go zaraz tego samego wieczoru gdy zobaczyłam zdjęcie ;) Potem dopasowałam przepis pod swoje kubki smakowe i włala! Ten przedstawiam Wam. U mnie właśnie piecze się kolejna ich blacha ;)
Składniki (na ok 60 sztuk):
170 g miękkiego masła
150 g cukru trzcinowego + do obtaczania
350 g mąki
1/4 łyżeczki soli
4 lekko kopiaste łyżeczki kakao
5 łyżeczek przyprawy piernikowej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
90g miodu (1/4 szklanki)
1 łyżka mleka
1 jajko
Masło ucierać z cukrem aż do uzyskania puszystej masy (6-7 minut). Suche składniki (mąkę, sól, kakao, sodę i przyprawę) wymieszać w osobnej misce, miód, mleko i jajko - w drugiej. Do utartej masy dodać składniki suche, wymieszać, następnie dodać mokre i ponownie mieszać.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Nabierać kopiastą łyżeczkę masy (12-14 gram, wielkość pomiędzy orzechem włoskim a laskowym ;) ), ukształtować z niej kulkę, połowę obtoczyć w cukrze i odkładać na wyłożoną papierem do pieczenia blachę (najlepiej z wyposażenia piekarnika). Piec 10 minut.
Ciasteczka są dobre tuż po ostudzeniu, ale dajcie im odpocząć przez noc w puszce - odwdzięczą się jeszcze wspanialszym smakiem :)
Ciasteczka są dobre tuż po ostudzeniu, ale dajcie im odpocząć przez noc w puszce - odwdzięczą się jeszcze wspanialszym smakiem :)
Pierniczki tuż przed pieczeniem
I tuż po :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie komentarz :)