Mam męża, który nie wybrzydza. Zjada wszystko (no, prawie) co mu pod nos podsunę i na końcu mówi "dziękuję, było pyszne". W większości przypadków to wybawienie, ale jak mi zależy na szczerej opinii i odpowiedzi na pytanie "czy to było dobre" to muszę je sobie sama odczytywać z jego miny, bo powie mi znowu "pyszne!"... Ale do rzeczy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ostatnio mąż zapytał "chałkę byś umiała zrobić?". No jak nie jak tak :D Przeszperałam ulubione strony i na pierwszy ogień poszła chałka z MW. Przepis podaję z moimi, minimalnymi zmianami:
Składniki:
- 3 i 1/4 szklanki mąki (u mnie tortowa 450)
- 20 g świeżych drożdży
- 1 szklanka ciepłego mleka (w tym pół do rozczynu drożdżowego)
- 1 duże jajko
- 4 łyżki roztopionego masła
- 50 g drobnego cukru
- pół łyżeczki soli
- 2 łyżeczki cukru waniliowego (mam własny, ale Dorotka podaje, że można użyć jednego opakowania wanilinowego)
Do posypania chałki:
- 1 roztrzepane jajko
- 2 łyżki mleka
- sezam, mak lub kruszonka
Mąkę przesiać do dużej miski. Zrobić rozczyn z połowy szklanki mleka, drożdży i łyżki mąki (podebrać z miski). Kiedy się solidnie napuszą dodać je do mąki. Dodać jajko roztrzepane z resztą mleka i masłem, dodać soli i cukru. Wyrabiać ciasto przez kilka minut (u mnie mikser z hakiem), by było gładkie (ciasto będzie się kleić). Przykryć ściereczką i pozostawić w cieple do podwojenia objętości.
Po tym czasie ciasto ponownie wyrobić, podzielić na 6 równych części (ja uformowałam duży wałek i go po prostu pokroiłam). Części zrolować w wałeczki i uformować chałkę (jak to zrobić fajnie pokazuje Liska tutaj). Chałkę przełożyć do keksówki lub położyć na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, odstawić do urośnięcia (w keksówce rośnie naprawdę szybko, pół godziny i gotowe, na blasze trochę wolniej bo i miejsca miała więcej). Piekarnik nagrzać do 175 stopni. Chałkę posmarować jajkiem rozbełtanym z mlekiem, posypać sezamem (na pewno lepsza będzie z kruszonką, ale nie chciało mi się jej robić ;)).
Piec 25-30 minut. Ja po 15 przykryłam ją folią, bo już była ciemna. Studzić na kratce.
Chałkę robiłam 2 razy, dzień po dniu. Za pierwszym razem (piekłam w ceramicznej keksówce, może to był błąd?) wyszedł mi zakalec, ale taki dziwny, jakiegom jeszcze nie widziała. Ciasto było piękne po wyjęciu z piekarnika, a po minucie zaczęło opadać. Szoczek ;) W smaku było dobre, więc się zawzięłam i następnego dnia zaplotłam je raz jeszcze. Tym razem ciasto było "przyjemniejsze" w obróbce, więc wydaje mi się, że coś przy tym pierwszym zrobiłam źle. Przy drugim pieczeniu ciasto rosło na wyłożonej papierem blasze. Żeby rosło w górę, nie na boki stworzyłam konstrukcję ze zdjęć ;) Zdała egzamin, ciasto urosło jak chciałam, a w smaku było rewelacyjne!
Napuszone drożdże:
wyrobione ciasto
ciasto podwojone
a tu już formowanie (swoją drogą polecam ten nóż z Ikei - świetnie kroi się nim torty i jak widać - surowe ciasto ;))
ciasto podparłam dwoma formami - dzięki temu rosło w górę, nie na boki i nie potrzebowałam keksówki :)
a tu już po wypieczeniu - wyszła duża, pyszna i na pewno do powtórki :D
Ale piękna chałka!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :)))
UsuńWspaniała chałka ci wyszła, ja jakoś nigdy natchnienia nie miałam do zrobienia tego wypieku, może na najbliższy weekend zrobię, ale w wersji wytrawnej, ponieważ na innym blogu znalazłam świetny przepis na paprykarz i przydałoby mu się doborowe towarzystwo. Zapraszam więc do mnie po weekendzie, na małą degustację. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAkuratnie po weekendzie będę miała urlop to będę mieć dużo czasu na odwiedziny :)
UsuńPrzepięknie zapleciona :)
OdpowiedzUsuńooo tak plecionka jak u mistrza, zdradzisz nam jak to robisz?
OdpowiedzUsuńAleż! Drugi raz w życiu plotłam, to jest po prostu łatwe :) A "tajemnica" jest podana w przepisie - http://pracowniawypiekow.blogspot.co.uk/2009/03/chaka-krok-po-kroku.html :)
Usuń